piątek, 29 marca 2013

Baby fever?


Pyrsk!

Zajawki się powoli kończą, brakuje mi znacząco kolejnych tematów do “popisu” jak i samych linijek tekstu, które rodzą się w wielkich bólach w mym umyśle, by potem nieumiejętnie zostać przeniesione na wszelakiego typu cyfrowe nośniki wartości multimedialnych, co za każdym razem powoduje wylew endorfiny w mojej czaszce i kilkucentymetrowy przyrost ego oraz dumy.

Mógłbym takie pierdoły pisać bez końca, ale przejdźmy do sedna sprawy, dzisiaj będzie osobiście.

Jak bardzo mogłem się zmienić w ciągu ostatnich kilku lat? Okazuje się, że bardzo. Widać to chociażby po godzinach spędzonych na rozmowie z moim Ojcem, których co rusz przybywa tylko dlatego, że po latach po prostu w końcu  jest o czym porozmawiać. Chciałbym kiedyś z moim potomkiem taki kontakt złapać wcześniej niż w moim przypadku, ale właśnie... dlaczego w ogóle wspominam o jakimkolwiek potomku?
Wydaję mi się, że właśnie to jest prawdziwy dowód na mój progres w postrzeganiu życiowych priorytetów.
Nie mam w planach na najbliższy czas zajmować się małym skrzeczącym człowieczkiem, ale jakoś nie przeraża mnie ta perspektywa i czuję się coraz bardziej oswojony z tą myślą. Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie wypełniały mnie różnego typu obawy, ale nie boi się tylko szaleniec, a mi ostatnio do niego coraz bardziej daleko.
Nie wierzę co piszę i myślę, ale tak jest. Może trochę za sprawą mojej kobiety, która otwarcie przyznaje,że chce mnie wrobić w dzieciaka! Jednak moja akceptacja ewentualnej wpadki (sabotażu? :P) poniekąd jest dowodem na akceptację jej jako matki.

Podobno próba zmiany przyzwyczajenia czy zachowania typu: “chce być bardziej asertywny” w mózgu powoduje uaktywnienie mechanizmów obronnych takich samych jak np. przy rzucaniu palenia. Ludziom ciężko jest się zmienić, jednak w niektórych przypadkach pod wpływem odpowiednich bodźców taki progres następuje naturalnie i z perspektywy czasu może wydawać się dość zaskakujący.

Wiele musiało się wydarzyć w moim życiu aby taka “przemiana” się dokonała. Może w człowieku siedzi mechanizm uwalniający z czasem jego poczucie gotowości do zakładania rodziny. Tak jakby warunki konieczne i wystarczające zakorzenione gdzieś głęboko w instynkcie czy podświadomości zostały spełnione.
Konsekwencje takich akcji to: nieodwracalne zmiany w podejściu do przyszłości, myślenie bardziej perspektywicznie, czy poczucie troski nie tylko o siebie, ale i o najbliższe osoby.

Mogę mówić tylko za siebie. Moje doświadczenie na tym polu jest nikłe, ale wydaje mi się, że gdy człowiek znajduje się w odpowiednim miejscu na osi czasu i przestrzeni, ponadto nie obciąża go kredyt na 1000 lat, to nachodzi go ta myśl by gdzieś osiąść i się ustatkować.
Takie jest moje subiektywne zdanie w tej materii. Wielu pewnie dorosłe życie wyobraża sobie inaczej niż w domku z białym płotkiem i żółtym psem biegającym dookoła. Jednak poniekąd jest to cel większości z nas. Nie wiem czy odzieczyliśmy to w standardzie, czy jest to może związane naszym modelem społeczeństwa w jakim nas wychowano. W każdym bądź razie pozostaje nam jedynie wiara w swój patent na szczęście, bo na poważne zmiany w priorytetach z czasem może być już za późno.

Wspomniany wyżej dom, nawet z całą watahą psów, pozostaje pusty bez drugiego człowieka. Prędzej czy później brak bratniej duszy uderzy w każdego z nas. Dlatego warunkiem koniecznym całej transformacji z młokosa w mężczyznę jest kobieta. Nie dziewczyna lecz kobieta, która powinna razem z swoim chopem, nie chłopcem nieść na swoich brakach ciężar dorosłego życia.
Tutaj ważne jest aby obie osoby znajdowały się w tym samym momencie życia, czyli chciały tego samego, i najważniejsze, aby chciały to robić razem!
Wydaję się to proste i oczywiste, ale z autopsji i obserwacji wiem, że często właśnie te rozbieżności rodzą nierozwiązywalne problemy.
Wielu moich znajomych znajduje się tak jak ja na progu dojrzałego życia, i kiedy jedna połówka robi krok do przodu, a druga dalej chce cieszyć się wolnością, niechybnie prowadzi to do konfliktu. Przeciąganie na siłę “na drugą stronę” nie jest żadnym wyjściem. Jestem zdania, że każda zmiana, która nie nastąpi dobrowolnie spowoduje w człowieku poczucie odebrania mu wolności i wrzucenia go w sytuacje, której nie chciał i nie był na nią gotowy.

Pisząc powyższe słowa zamierzałem cały czas odnieś się do mojej aktualnej sytuacji. Nie wiem jak to wszystko będzie wyglądało w przyszłości, może mój optymizm zostanie brutalnie sprowadzony do parteru pod naporem nadchodzących problemów. W każdym bądź razie mój upgrade do wersji dorosłej wydaję się naturalny i przez to niewymuszony. Myślę, że moja kobieta jest na tym samym etapie (mam przynajmniej taką nadzieję :D), skłaniam się wręcz do stwierdzenia, że u nas jedno napędzało zmiany w drugim. W taki oto sposób po kilku miesiącach będziemy mieszkać razem. Decyzja błyskawiczna i dla wielu mogła by się wydawać pochopna, lecz ja nie wyobrażam sobie innej. Ona chyba też, tak to odbieram widząc jej zachowanie, a także  to co mówi i robi dla mnie.
Kiedyś napisała mi,że czuje się przy mnie babą. Ja przy niej jestem chopem i chyba o to się rozchodzi.

Do spłodzenia dzieci i posadzenia drzewa jeszcze dużo brakuje, ale dawno nie patrzałem z optymizmem na przyszłość tak jak teraz. Czas pokaże, może nie wytrzymamy ze sobą na 44m2 nawet miesiąca. Jednak nie napisałbym ani jednej linijki tego posta gdybym był złej myśli, a to już jest dowodem na ogromny progres.

W ten sposób po miesiącu pisania powstał jak do tej pory najpoważniejszy wpis. Napisać coś takiego okazało się nie lada wyzwaniem, a efekt końcowy zdaje się nie jest specjalnie powalający. Tony komentarzy się nie spodziewam, raczej traktuję to wszystko jako utrwalony zapis moich aktualnych przemyśleń i odczuć. Tego drugiego jest coraz więcej w moim życiu, czego zresztą odzwierciedleniem jest powyższy tekst. W końcu nie muszę niczego skrywać, wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że znalazłem właściwego adresata moich emocji.


W oczekiwaniu na bajtlika Pixar Cloudy Party :D